"Nigdy się nie poddajesz
kiedy się załamuję
Twoje ramiona są zawsze otwarte
I szybko wybaczasz
Kiedy popełniam błąd
Kochasz mnie w mgnieniu oka
Nie zasługuję na Twoją miłość
Ale dajesz mi ją i tak
Nie mogę się nacieszyć
Jesteś wszystkim czego potrzebuję
I kiedy odchodzę
Ty zrywasz się i biegniesz za mną
To właśnie robisz
I nie zasługuję na Ciebie"
- Plumb- Don't deserve you
Suzan
To był ten dzień.. Dzień kiedy moje życie wywróciło się do góry nogami. Dzień,w którym straciłam wszystko co było dla mnie ważne. Tego dnia nie zapomnę do końca życia.
27 lipca 2004. Ta data przywoływała u mnie najczerniejsze myśli.
Dzień,w którym moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym.Z moich oczu zaczęły płynąć stróżki łez.
Nie chciałam o tym myśleć, ale jak mogło być inaczej ? Rok w rok na nowo przeżywałam wydarzenie sprzed dziesięciu lat. Wciąż żyje tym co stało się tamtej nocy.
Ale nie mogę zapomnieć, tylko to mi pozostało..pamięć.
To jedyny dowód na to,że moi rodzice kiedyś żyli. Że byli tu ze mną i cieszyli się każdym kolejnym dniem. Nigdy nie pomyślałabym,że moich kochanych rodziców spotka coś tak okropnego.
Podeszłam do komody wyciągając z niej paczkę papierosów, wyciągnęłam jednego, zapaliłam i zaciągnęłam się.
To była moja odskocznia w chwilach kiedy w mojej głowie kłębiły się najgorsze możliwe scenariusze. Często myślałam o śmierci. Wyobrażałam sobie jak będzie ona wyglądała i czy ktoś w ogóle będzie za mną płakał. Ale kiedy spotkałam Liam'a wszystko się zmieniło.
Zaczęłam dostrzegać sens życia. Wiedziałam,ze jestem komuś potrzebna...Że jestem dla kogoś ważna. Kolejny raz zaciągnęłam się moim papierosem opadając na łóżko. Tak bardzo chciałabym,żeby tu teraz ze mną był. Żeby wziął mnie w ramiona i powiedział,że wszystko będzie dobrze.
A ja wpiłabym się w jego usta i nigdy nie pozwoliła przerwać tej chwili.
Ale teraz go tu nie ma. Koncertuje cholera wie gdzie i od kilku dni nie daje znaku życia. Nie miałam mu tego za złe,ale bardzo go teraz potrzebowałam.
Ostatni już raz zaciągnęłam się papierosem, zgasiłam go i uchyliłam okno,ale ciocia Isabell niczego nie wyczuła.
Jej też było ciężko. Mimo,że nie okazywała tego w ten sposób co ja wiedziałam,że jej też nie jest łatwo. Straciła swoją jedyną siostrę, swoją jedyną rodzinę.
Mój telefon zaczął wibrować przerywając ciszę panującą w pomieszczeniu. Od razu po niego sięgnęłam. Był to esemes od Meredith.
Mam dla ciebie niespodziankę...
Załatwiłam ci występ na imprezie organizowanej przez jakąś stacje radiową.
To dla ciebie wielka szansa,co ty na to ?
Odpisz szybko, Meredith
Kolejna niespodzianka Meredith. Byłam jej wdzięczna za tak duże zaangażowanie,ale chwilowo nie miałam nastroju. Jestem tylko ciekawa jakim cudem ominęłam moment kiedy Merry stała się moją menadżerką. Orałam chusteczką łzy i rozmazany makijaż podnosząc się łóżka.
Postanowiłam jej odpisać.
Chwilowo nie jestem w nastroju.
Idę na cmentarz do rodziców, pamiętasz ?
Mój telefon odezwał się niemal natychmiastowo .Ale tym razem moja przyjaciółka postanowiła zadzwonić.
M: Kochana, jak się czujesz ? Całkiem zapomniałam, przepraszam.
S:Nic się nie stało.
M: Rozumiem,że przeżywasz teraz ciężki okres,ale ten koncert to dla ciebie wielka szansa.
Stałabyś się rozpoznawalna i na pewno dostałabyś się do tej szkoły muzycznej.
S: Sama, nie wiem. Muszę jechać na cmentarz, to dla mnie bardzo ważne.
M:Rozumiem. Jeśli byś się zdecydowała koncert ma odbyć się jutro o 20:00 w Wembley Stadium.
S:Zastanowię się jeszcze, do zobaczenia.
M:Trzymaj się, mała.
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę tym samym kończąc rozmowę. Może i Merry miała rację ?
To dla mnie szansa na karierę i nie mogę jej zaprzepaścić.
Narzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam z mieszkania.
Godzinę później byłam na cmentarzu przed grobem moich rodziców.
Na nagrobku widniał napis:
Cornelia i Philip Evening. Na zawsze w naszych sercach.
Przejechałam dłonią po płycie nagrobkowej.
-Bardzo za wami tęsknie.-szepnęłam jednocześnie powstrzymując łzy.
Podniosłam się kiedy usłyszałam czyjeś kroki.
Przede mną pojawił się chłopak. Chłopak,którego ojciec zabił moich rodziców.
Patrick
Kiedy dziewczyna tylko mnie ujrzała spiorunowała mnie wzrokiem. Zresztą cóż się jej dziwić ?
Straciła dwie najważniejsze osoby w swoim życiu i to przez mojego ojca. Wiedziałem,że była to tylko i wyłącznie jego wina,ale jakoś nie mogłem się za to nie obwiniać.
-Cześć.-powiedziałem wyciągając rękę w jej kierunku. Ale tak jak się spodziewałem nie wykonała tego samego gestu.
-Wiem,że możesz być na mnie zła,ale..-dziewczyna nie dała mi dokończyć.
-To,że gardzę twoim ojcem nie znaczy,że mam coś do ciebie. To nie ty kierowałeś wtedy tym samochodem.
-Tak,ale to mój ojciec i czuje się współodpowiedzialny.
-Niepotrzebnie. Nic do ciebie nie mam.
Nie byłem przygotowany na takie zachowanie z jej strony. Byłem wręcz przekonany,że zacznie się na mnie wydzierać i tyle z tego wszystkiego będzie.Ale najwidoczniej źle ją oceniłem.
-Dzięki.-powiedziałem obdarzając ją współczującym uśmiechem.
-Od kiedy tu przychodzisz ?-zapytała niepewnie.
-Co roku od kiedy to się stało.
-Cieszę się. To dla mnie wiele znaczy.
-Bardzo ci współczuje. Twoi rodzice znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i czasie. A mój ojciec..nie mam dla niego usprawiedliwienia.
-Nie musisz go usprawiedliwiać. Już ci mówiłam,że to nie twoja wina.
Jeszcze raz ci dziękuje,że tu przychodzić. To,że ktoś poza mną i moją ciocią o nich pamięta jest dla mnie bardzo ważne.
-Nie dziękuj mi. Robię to dla własnych zasad i dla tego,że żałuje, że zginęli przed mojego ojca.
-To miłe z twojej strony.-powiedziała całując mnie w policzek.
-Dasz mi swój numer ?-zapytałem ni z gruchy ni z pietruchy.
-Umm..Jasne.-powiedziała wyciągając kartkę i długopis skrupulatnie notując na niej swój numer.
-Jesteś spoko facetem.-powiedziała trącając mnie w bok i delikatnie się uśmiechając .
-Wzajemnie.
Rozmawialiśmy jeszcze kwadrans,a później każde z nas rozeszło się w swoją stronę.
Suzan
Jadąc metrem wysłałam Merry esemesa.
Czy twoja oferta jest nadal aktualna ?
Jeśli tak to ja się zgadzam.
Moja przyjaciółka była wręcz wniebowzięta. Przynajmniej tak wywnioskowałam z jej esemesa, w którym było pełno emotikonek.
W gruncie rzeczy ja też się cieszyłam. To jest moja szansa i grzechem byłby jej nie wykorzystać.
Następnego dnia...Godzina 20:00
Stałam właśnie za kulisami i byłam kłębkiem nerwów. W nocy prawie w ogóle nie zmrużyłam oka,a teraz o mało nie zemdlałam.
Na scenę wychodziły kolejne gwiazdy,a kiedy usłyszałam swoje nazwisko ledwo byłam w stanie wyjść na scenę.
Zaśpiewałam moją ukochaną piosenkę, oczywiście mojego autorstwa " Make you belive"
Zostałam powitana gromkimi brawami i tak samo się stało w momencie kiedy schodziłam ze sceny.
Mimo moich obaw nie było tak źle.
Oglądałam dalsze występy kiedy zadzwoniła moja komórka.
Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Liam'a. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przytknęłam aparat do ucha.
-Suzan ? Chcesz mi o czymś powiedzieć ? Właśnie widziałem cię w telewizji.
-Niespodzianka. Nie miałam nawet kiedy ci powiedzieć. Maredith zaproponowała mi to dopiero wczoraj.
-Nie musisz mi się przecież tłumaczyć. Byłaś w końcu fantastyczna.
-Dzięki.
-Ale mam jeszcze jedno pytanie.
-Tak ? Jakie ?
-Widziałem twoje zdjęcia na Facebook'u. Mogę wiedzieć co to za chłopak ?
-Aaron ? To mój stary przyjaciel, przyjechał do Londynu całkiem niedawno.
-Na pewno ? Wyglądaliście na bardzo zżytych.
-Bo tak jest,ale to tylko mój przyjaciel. Nic więcej Liam.
-A już zacząłem się martwić.
-Czyżbyś był zazdrosny ?
-Tak kotku.. Jestem zazdrosny ponieważ mam najpiękniejszą dziewczynę na świecie.
-Oj.. nie słodź już. Oboje wiemy,że tak nie jest.
-Wiesz co muszę kończyć. Właśnie lądujemy. Wpadnę do ciebie jutro o 13:00, dobrze ?
-No jasne, to do zobaczenia juto, skarbie.
-Trzymaj się.
Czeeeeść !!!
Wiem,ze rozdział jest krótki,ale mam nadzieję,że to wam wystarczy.
I proszę komentujcie.
Pozdrawiam N;*
Już myślałam że nie będzie wątku z Liamem ale jest! A propo rozdziału to świetny! Czekam na następny! Pozdrawiam ^_^
OdpowiedzUsuń